Amelka z Marcelem szli ciągle się śmiejąc z byle czego. To
był ich żywioł, a Amelka traktowała Marcela jak swojego młodszego brata, którym
się opiekuje. Uwielbiała spędzać z nim czas, nienawidziła rozłąk i bardzo
żałowała tego, że jej siostrzeniec mieszka daleko od jej miejsca zamieszkania.
Mimo chłodu i co raz bardziej padającego śniegu humoru im nie brakowało.
-Upsss, przepraszam, przypadkowo- powiedziała Amelka po
niemiecki
-Nie szkodzi
-Pani jest Polką?
-Tak, a skąd pan wie?
-Widzę, jak się jest tu w Niemczech to da się to odróżnić
-A pan przypadkiem nie jest byłym zawodnikiem Lecha?
-Tak, miło mi, Robert- podał dziewczynie rękę
-A ja Amelia
-To Twoje dziecko?
-Ojj zapomniałam, nie, to mój siostrzeniec, Marcel
-Ceść- mały podał również rękę
-Witaj Marcel
-Ciociu, a może pójdziemy z panem Robertem na herbatę?
-Jeśli pan Robert da się zaprosić
-To chyba ja powinienem was zaprosić w zamian za ta stłuczkę
-Ojj to moja wina- upierała się Amelka
-Nie, bo to ja byłem rozkojarzony
Tak mijało 20 minut. Dortmund, kawiarnia, a w niej Marcel
oraz Amelia z Robertem co raz to lepiej się dogadujący. Ona o szkole, rodzinie,
planach na przyszłość, on trochę o piłce, studiach. Z Amelią świetnie się
dogadywał. Czuł, że ona jest osobą, której może zaufać i wyznać o jego byłej
już miłości. Kiedy Marcel poszedł się bawić z innymi dziećmi stołem z piłkarzy
kami na drugim końcu kawiarni, on ni stąd ni z owąd powiedział jej to co się
stało. Dziewczyna zrozumiała go, pocieszyła i w głębi serca pomyślała, ile jego
narzeczona straciła raniąc go. A Robert? Nie był taki zachmurzony jak jeszcze
godzinę temu. Dzięki Amelii pojawił mu się uśmiech na twarzy. Był wobec niej
otwarty i szczery. Kiedy Marcel i Amelka ubierali kurtki, Robert wiedział, że
nie może urwać z nią kontaktu
-Dasz mi swój numer?
-Telefonu, czy domu?- zaśmiali się oboje
-Aż taki szybki nie jestem. Z resztą zapomniałem zapytać.
Mieszkasz w Dortmundzie?
-Nie, w Polsce, właśnie w Poznaniu, dlatego wiem, że grałeś
kiedyś w Lechu
-Nie interesuje Cię piłka?
Interesuje, ale na poziomie Lech i reprezentacja. Nic więcej
-To jak dasz ten numer?
-Jasne
I wymienili się numerami telefonu. Marcel i Amelia wracali
do domu. Co prawda było wcześnie, bo 16.30, a na dworze już robiło się ciemno.
Amelia kochała to. Cieszyły ją małe rzeczy. Wschód słońca wcześnie rano ,albo
mrok późnym rankiem, krótkie, szare dni, albo słoneczne i długie. Miała kiedyś
beztroskie życie. Tego jej dzisiaj brakowało. Doskonale pamiętała jak ze swoją
drugą siostrą, młodszą o dwa lata jesiennymi wieczorami oglądała telewizję,
jadła popcorn i piła herbatę z miodem. Dziś nie ma na to czasu. Ciągłe egzaminy
i mało życia prywatnego. Ona nawet miała mało przyjaciół. Może dlatego, że w
jej oczach mało kto wyglądał na osobę, której można ufać?
-Mamoo! Jesteśmy
-Chodźcie zrobię wam ciepłej herbaty
-Ale my już piliśmy herbatę z takim miłym panem, co ciocia z
nim gadała i się śmiała- Amelka tylko przymrużała oczy- Marcel się wygadał
-OOO, a co to za pan?
-Ten co gra w piłkę w telewizji i tata krzyczy, że tylko za
kasę potrafi grać w Niemczech
-Co?- Edyta wielkimi oczyma spojrzała na siostrę
-No co co?- rozmawiać nie można?
-Rozmawiałaś z wielką gwiazdą jednej z najlepszy lig na
świecie, a Ty tylko no co?
-I reprezentacji Polski- o tym nie zapominaj
-Nieważne
-I jak?
-Jak? Normalnie? Boże, Edyta zachowujesz się jak hot
faneczka. To są normalni ludzie, co z tego, że dobrze wykonują swoją pracę? No
sama mówisz, że za to im płacą
-No dobra, nie pytam
Na dzisiaj tyle, możecie się spodziewać kolejnego już jutro J
bardzo fajny. :)
OdpowiedzUsuń