czwartek, 10 lipca 2014

Chcę stanąć do wyrównanej walki. Miłość kontra nienawiść.

 ~ Rozdział 6

Kazał mi spojrzeć za siebie
A za mną kto stał? Anna Stachurska we własnej osobie.
Była dziewczyna Roberta, teraz dietetyczka, która robi karierę w Polsce, ale to podobno bardziej szanowana jest w Niemczech. Była z Robertem dwa lata, a potem? Miłość prysnęła?
Głośno zaczęło się robić o niej na Euro, szybko potem założyła bloga i teraz to nim żyje. Zdrową żywnością i tymi innymi rzeczami, na których nigdy w życiu się nie znałam.


- O kogo ja tu widzę. Robert, a to kto? Koleżanka, kuzynka, o której nigdy nie wiedziałam i jej nie poznałam?
-Nie, to moja dziewczyna
-Jak to Twoja dziewczyna? Twoja dziewczyna ma na imię Ania i jest dwa razy bardziej wysportowana i ładniejsza od.... tego czegoś
-Nie obrażaj jej, okej, chodź Amelka, idziemy
Nie odezwałam się wcale podczas tej rozmowy, nie miałam ochoty wkręcać się w tą dyskusję
-Przepraszam za nią, ale jak widać jeszcze nie pogodziła się, że nie jest już moją dziewczyną
-Kiedy się ze sobą rozstaliście?
-Ponad 3 miesiące temu
-Rozumiem


Szliśmy do pobliskiej kawiarni. Niby się cieszyłam, ale jednak nadal w głowie miałam Anię. "Dwa razy bardziej wysportowana"? ładniejsza? Co to w ogóle ma znaczyć? Nigdy do niej nic nie miałam, bo w mediach wyglądała na bardzo poukładaną i miłą osobę, jednak pozory potrafią mylić. Jak widać.

-To zamawiamy kawę i ciacho?- zapyta Robert. Z uśmiechem. Chyba zapomniał o tym spotkaniu
-Jasne- uśmiechnęłam się

Jedliśmy, piliśmy, śmialiśmy się, to co trwało kilka minut nie przeszkodziło nam w spędzaniu wspólnie czasu. On zapłacił, chociaż muszę przyznać, że nie lubię, gdy ktoś za mnie to robi. Odprowadził mnie do domu, pożegnał się i poszedł.
Resztę dnia spędzałam praktycznie nic nie robiąc. Siedziałam, chodziłam, przygotowałam kolację i nic. Około 21 zadzwonił do mnie Robert.


-Halo- odebrałam
-Amelka, jest pilna sprawa, musisz przyjść do mnie
-Gdzie? Nie znam adresu
-Napiszę smsa z adresem
-Okej, czekam
O co wtedy chodziło?"Pilna sprawa"- pierwszy raz usłyszałam to od niego
Sms doszedł po kilkunastu sekundach.
Byłam na miejscu w 10 min samochodem. Nie jest aż tak daleko. Myślałam, że piłkarze mieszkają gdzieś, gdzie reszta mieszkańców miasta nie zna takich miejsc. Cóż, myliłam się.
-Co się stało?- wparowałam bez zastanowienia
-Okradziono mnie
-Jak to? Kto to mógłby być
-Ania
-Jak to Ania? Ania Stachurska?
-Tak właśnie ona
-Dlaczego tak sądzisz? Jest jaka jest, ale ona?
-Była jedyną osobą, która miała klucze do tego domu, widać, że okradziono mnie tak szybko, tak łatwo
-Jak to miała Twoje klucze? Robert, nie jesteście ze sobą od kilku miesięcy, a ona nadal ma Twoje klucze?
-Zapomniałem o tym kompletnie, wydawała mi się osobą uczciwą, dlatego nie miałem obaw, że coś jednak w niej pryśnie
*pozory mylą*- pomyślałam znowu
-W ogóle dlaczego się rozstaliście?
-Ja jej nie kochałem. Kiedyś była taką skromną, zwykłą dziewczyną, taką właśnie, której potrzebowałem, z którą będę mógł chodzić po zwykłym centrum handlowym. W Dortmundzie strasznie się zmieniła. Zaczęła brać przykład z Niemek, partnerek moich kolegów, kupowała buty warte 1000 zł, ubrania oryginalne, o butach i biżuterii nie wspominając. Męczyłem się z nią. A ona chciała się zemścić i właśnie dzisiaj tego dokonała....
-A może to moja wina? Za szybko to chyba poszło. Powinniśmy się lepiej poznać, więcej ze sobą rozmawiać, a nie tak wszystko na raz
- O czym Ty mówisz? Przecież to nie Twoja wina, spokojnie kochanie....
-Nie, bo to tylko Ty na tym cierpisz. Przeze mnie
-Nie mów tak
-Ale tak jest!- teraz krzyknęłam, wściekłam się. Może musimy na chwilę przerwać spotykanie się ze sobą. Ja to przemyślę i Ty to przemyślisz. Odpoczniemy od siebie, zastanowimy się, czy jest...... czy jest dalej sens w to brnąć
-W co? Ja jestem pewien. Jak nigdy. I Ty chyba też? Czy nie?
-To skomplikowane, Robert, proszę Cię. Lepiej zadzwoń na policję, albo zrób coś z tym, tak być nie może
-Zadzwonię rano, a teraz...
-Teraz na mnie czas
-Ale proszę napisz smsa, odzywaj się do mnie
-Na razie musimy przystopować z tym wszystkim
-Ile to wszystko będzie trwać?
-Tydzień, może dwa
                 
                                                                 ***

I poszłam. Nie uśmiechało mi się to, ale wiem, że to moja wina. Gdybym jej nie spotkała, pff, gdyby to ona mnie nie spotkała, jestem pewna, że do niczego by nie doszło. Obyłoby się bez kradzieży. A nawet nie wiem co ukradła, jestem w jakimś dołku, z którego muszę się szybko wygrzebać.
Bez słowa poszłam do swojego pokoju. Było już późno, prawie północ, ogarnęłam się i ułożyłam do snu. Nie mogłam zasnąć tej nocy, szczególnie, dlatego, że księżyc jasno świecił, a ja w niego patrzyłam i intensywnie myślałam......





****************************************************************
Ja serio nie wiem, co robię, bo to co napisałam miało się dawno pojawić, a nawet bardzo dawno. Nie wiem czym jest to spowodowane, może tym, że w maju i czerwcu miałam dużo kartkówek, sprawdzianów. Na brak motywacji nie zwalę, bo Wasze komentarze podniosły mnie na duchu i za nie bardzo dziękuję :) Muszę coś zrobić z tym blogiem. Publikuję ten rozdział bez ładu i składu- lepszego nie mogłam wymyślić
czytasz = komentujesz! :)
To motywacja!!!




piątek, 2 maja 2014

Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości. Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, ni­komu służyć, ni­komu po­magać. Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie.



 ~Rozdział 5


Wybiła 19:15 i był on. W jeansach, zwykłym, codziennym swetrze i butach swojej ulubionej firmy- Nike. Otworzyłam drzwi posłusznie, bo tak mi kazała Edyta i nie zamieniłam z nim już słowa. Wszedł do salonu, w którym siedziała cała moja rodzina. Siostra ze szwagrem, mały siostrzeniec i ONI- moi rodzice. Nie wiedziałam co robić. Nie wiedziałam czy zacząć mówić tak jak w filmie te beznadziejne tekściki „mamo, tato poznajcie mojego chłopaka” czy wymyślić coś lepszego, nowego. Ale na to nie było już czasu. On sam zaczął. Ulga i strach jednocześnie

-Dzień dobry, mam na imię Robert
Tego się już chyba nie spodziewali. Byli pewnie mile zaskoczeni tym, że Robert nie przedstawił się „Dzień dobry, nazywam się Robert Lewandowski  i jestem piłkarzem Borussi Dortmund” . Powiedział to najzwyczajniej na świecie, jak zwykły chłopak, który chce poznać rodziców swojej córki.
-Dzień dobry, miło nam Cię poznać

I nikt nie myślał o tym, że Robert jest piłkarzem, albo jakimś celebrytą. W normalnej rodzinnej atmosferze zjedliśmy kolację. Oczywiście, że czasami wspominaliśmy o piłce z racji tego, że nasza rodzina kocha sport, piłkę nożną też, ale to były rozmowy na poziomie „kto wygra tegoroczną Ligę Mistrzów” nie „ile Ci w tym Dortmundzie płacą?” czy „Co zamierzasz dalej robić”.

-Miło było państwa poznać
-Nam Ciebie również
-Do widzenia państwu- pożegnał się również ze mną
-No muszę powiedzieć, że fajny ten Twój chłopak, taki normalny…- z minutę po wyjściu Roberta odezwała się mama na jego temat
-Zawsze miałam dobry gust haha
Nie wiedziałam co ze sobą robić. Być dumna? Z niego. Szczęśliwa? Ze swojego szczęścia. Zdziwiona? Z postawy swoich rodziców. Ale być też szczęśliwa……
                                                             ***********

Położyłam się spać chwile przed północą, leżałam z 5 minut i zadzwonił do mnie telefon
-Dobry wieczór, śpisz?- to był Robert
-A czy jakbym spałam, to odebrałabym telefon?
-Nie
-Hahhaa, no właśnie. Po co dzwonisz?
-Żeby powiedzieć  Ci dobranoc- awwwww, odpływam w duszy i sercu
-Miło
-Dobranoc kochanie, do jutra
-do jutra, dobranoc
-A i jeszcze jedno
-Co?
-Masz czas jutro o 13?
-Jasne
- To bądź w domu, przyjdę po Ciebie
-Dobranoc- odłożyłam telefon
Zapowiadał się bardzo ciekawy dzień. Obecnie jest idealnie. On, akceptacja wszystkich wkoło, szczęśliwa ja i mam nadzieję, że on. Spacerki, spotkania, kolacje. Niedawno nie pomyślałabym, że to możliwe. A z natury jestem optymistką. Jestem szczęśliwa i mam nadzieję, że nic tego nie zniszczy
                                                                           ******
Obudziłam się o 10, ogarnęłam, zjadłam śniadanie i czekałam na Roberta.  Przyszedł punktualnie o 12:00. Chyba te lata mieszkania w Niemczech to w nim wykształciły
-Gotowa?
-Na co?
-Na randkę- uśmiechnął się
- Hahaha, jasne- śmiać mi się chciało, nie wiem dlaczego
I wyszliśmy tak bez słowa. Najpierw zaprowadził mnie do nieznanej restauracji. Jak weszłam to stwierdziłam, że chyba jakiejś wykwintnej. Zamówiliśmy obiad z… czerwonym winem. On uparł się by płacić. Ja nie cierpię, jeśli chcę za siebie zapłacić, a ktoś mi nie pozwala.
-Dlaczego mi to robisz?- zapytałam po wyjściu
-Co robię?!
-No płacisz za mnie za każdym razem
- A może Ty będziesz za mnie płacić, co? – zaśmiał się
- dlaczego nie?
- no weź, proszę
                                                                  
Ta nasza rozmowa przypominała rozmowę 16- Latków, nie dwóch dorosłych osób
Poszliśmy  do parku. Uśmiechnięci, zadowoleni, szczęśliwi. Po chwili uśmiech z jego twarzy zniknął. Zapytałam się o co mu chodzi, dlaczego jego samopoczucie w jednej chwili się tak zmieniło, a on……..
Kazał mi się odwrócić  i spojrzeć za siebie

Zdecydowałam się wrócić do pisania, ale nie wiem czy mam jeszcze tutaj jakichś czytelników, dlatego: czytasz= komentujesz
Jeśli nie będzie tutaj co najmniej 2-3 komentarzy to moje pisanie nie będzie miało sensu i zrywam z tym. Przynajmniej z tym opowiadaniem. Pozdrawiam, Ada

czwartek, 1 maja 2014

Witajcie!
Mam  tylko jedno pytanie:
Czy jest ktoś, kto tutaj jeszcze zagląda i chce, żebym napisała coś więcej?
Pozdrawiam